Heliocentryzm i sprawa Galileusza.

Przybliżymy nieco sprawę teorii heliocentrycznej Układu Słonecznego z początków XVII wieku i sporu o nią. Miały miejsce wtedy dwa kościelne procesy Galileusza.

Ramy Naukowe

Omówimy dwa najważniejsze naukowe składniki tejże dysputy.

Zacznijmy od sprawy równań matematycznych ruchów planet. System Kopernika zakładał, że znane planety (Merkury, Mars, Wenus, Jowisz, Saturn) poruszają się wokół Słońca po orbitach kołowych z epicyklami. Uznawany jeszcze w XVI wieku system Ptolemeusza zakładał orbity ciał niebieskich wokół Ziemi o kształcie kół z epicyklami i dość skomplikowanej formule na prędkość kątową. Można bardzo oględnie powiedzieć, że planety i Słońce krążą w tym systemie wokół Ziemi. Równania Ptolemeusza lub Kopernika były porównywalnie dokładnym opisem ciał niebieskich - ale teoria Kopernika była prostsza. Jeszcze innym rozpatrywanym układem był ten jezuity Ricciolego w którym Wenus i Mars krążą wokół nieruchomej Ziemi, inne planety wokół Słońca i Słońce wokół Ziemi (w oparciu o teorię Martianusa Capelli).

Drugim komponentem jest sprawa szerzej rozumianej kosmologii. Obecnie wiemy, że wszechświat jest niezmiernie rozległy, a Ziemia i Układ Słoneczny to jego niewyróżniający się z astronomicznego punktu widzenia punkt. Ziemia i inne planety krążą wokół środka masy Układu, po orbitach (mniej więcej) eliptycznych - środek masy na ogół znajduje się pod powierzchnią Słońca. Cały układ krąży wokół środka masy Galaktyki. W XVI/XVII wieku uczeni zastanawiali się, czy to Słońce, czy Ziemia znajduje się w środku Wszechświata, jako nieruchome centrum. Przeważał zdecydowanie geocentryzm, jak planujemy uzasadnić. Geocentryzm przy tym oznaczał albo system ptolemejski albo też inny, np z użyciem modelu Kopernika. To znaczy trajektorie planet były identyczne z systemem kopernikańskim, jednak Ziemię przyjęto za nieruchomy środek układu. Autorem tego pomysłu był duński astronom Tycho Brahe. Z punktu widzenia kinematyki jest to zupełnie adekwatny opis, podobny do stosowanych dzisiaj, gdy mamy do czynienia np z obserwacją gwiazd w układzie Ziemi. Dzisiejsza nauka zasadniczo zajmuje się ruchem względnym (zasada Macha), więc twierdzenia, że to czy inne ciało porusza się lub spoczywa może ona zaliczyć do zupełnie zbytecznych problemów. Z dynamiczno-grawitacyjnego punktu widzenia wyróżniony jest oczywiście środek masy - co zgadza się z intuicją, że mniejsza Ziemia krąży wokół większego Słońca, nie zaś odwrotnie.

Niżej przykład kołowej orbity ciała niebieskiego z epicyklem:

Epicykle, jak również inne modyfikacje orbity obecne w teorii Ptolemeusza były potrzebne, by opisać widziane z Ziemi orbity planet. Jest to przykład przybliżenia krzywej przez rozwinięcie w szereg. Składnikami tego szeregu są koła (ważne dla filozofii starożytnych Greków), a przybliżenie działa “zaskakująco” dobrze po dopasowaniu parametrów. System ptolemejski można uzgodnić z dowolnie dokładnymi danymi dodając po prostu kolejny “poziom” epicykli (epicykle na epicyklach, a potem jeszcze więcej jeśli ktoś chce) - ale taki zabieg będzie utrudniał coraz bardziej ręczne obliczenia.

Dyfrakcja światła i fazy Wenus

Średniowieczni astronomowie mieli trochę nierozwiązanych zagadek w systemie Ptolemeusza. Do takich problemów należał problem faz Wenus i pozornego rozmiaru Wenus.

Po pierwsze - nietrudno stwierdzić, że Księżyc nie świeci własnym światłem, a odbija światło słoneczne. Kluczowym argumentem za tym są fazy Księżyca. Jeśli jest on po przeciwnej stronie Ziemi niż Słońce, mamy pełnię - widzimy okrągłą tarczę księżyca. Jeśli jest trochę z boku widzimy odpowiednio połowę tarczy lub półksiężyc itd.

Czy z Wenus powinno być podobnie? Dziś wiemy, że Wenus również odbija światło. Astronomon jednak nie udało się dostrzec faz Wenus gołym okiem - jest to świetlisty okrągły punkt. Możnaby więc założyć, że planeta Wenus świeci sama, tak jak robi to gwiazda. Tu jednak kolejny problem - wówczas Wenus, jako gwiazda czy planeta, powinna być dużo większa i jaśniejsza, gdy jest bliżej Ziemi, niż wtedy gdy jest dalej. Jest to przewidywany efekt w systemie Ptolemeusza jak i w systemie Kopernika. Tego również nie zaobserwowano.

Widzimy Wenus gołym okiem. Nie widzimy jej faz. Nie widzimy też zmian jasności, które spodziewalibyśmy się widzieć. Problemem jest nasze postrzeganie małych jasnych punktów. Poniżej pewnego progu widzimy je jako obraz dyfrakcyjny Airy’ego, okrągłą kropkę z koncentrycznymi świetlistymi pierścieniami. Rozmiar kropki nie przekłada się w prosty sposób na wielkość obiektu, jest raczej uwarunkowany wielkością naszej źrenicy (odwrotnie do niej proporcjonalny).

Deneb - jedna z jaśniejszych gwiazd na nocnym niebie jest więc tysiące razy mniejsza, niż ją widzimy. Podobnie też niewielka, mocna lampa (np dioda LED) będzie widziana z dużej odległości jako pozornie większa, niż naprawdę jest.

Poniżej mamy wygenerowany komputerowo obraz Airy’ego (Wikipedia):

By to dokładnie zrozumieć potrzebowaliśmy dopracować teorię optyki - było to możliwe dopiero w XIX wieku. Niżej obrazy półksiężyca Wenus z sondy Messenger (NASA) i obraz Wenus widziany z Ziemi obok Księżyca (NASA):

Tycho Brahe i paralaksa gwiezdna.

Tycho Brahe, wybitny astronom końca XVI wieku, zapostulował efekt paralaksy gwiezdnej, który powinien występować, jeśli model heliocentryczny byłby prawdziwy. O cóż chodzi - mając jakieś ciało niebieskie, z dobrym przybliżeniem nieruchome względem Układu Słonecznego powinniśmy widzieć je trochę w innym kierunku na różnych punktach orbity ziemskiej. Zobaczmy diagram poniżej (źródło: NASA/ESA):

Efekt ten istotnie istnieje, aczkolwiek poczekał na odkrycie do XIX wieku, gdyż jest bardzo mały. Średnica orbity ziemskiej wynosi około 17 minut świetlnych (300 milionów kilometrów). Najbliższa gwiazda jest 4 lata świetlne od Słońca (Alfa Centauri) - paralaksa wyniesie dla niej jedynie 0.007 promila radiana. Tycho nie mógł jej wykryć. Wpadł on oczywiście też na to, że jeśli gwiazdy są bardzo daleko to paralaksa będzie bardzo mała.

By jakoś temu zaradzić, podał on też oszacowanie odległości do odległych gwiazd. Założył najpierw, że gwiazdy są mniej-więcej rozmiaru Słońca, co jest, z tego co wiemy, poprawne (Słońce jest średnią gwiazdą ciągu głównego). Wtedy widząc jakiś ich rozmiar, można stwierdzić jak daleko one są. To jednak był błąd, jak mówiliśmy. Gwiazdy są typowym przykładem bardzo małych jasnych punktów - ich wielkość postrzegana przez nas to wielkość obrazu dyfrakcyjnego. Tycho doszedł więc do wniosku, że gwiazdy muszą być albo względnie blisko (tak, że paralaksa powinna być dobrze widoczna), albo muszą być ogromne w porównaniu do Słońca i zarazem być daleko. Dlaczego jednak miałyby być większe, skoro są podobnej wielkości między sobą? Geocentryzm wydawał się prostą i adekwatną odpowiedzią.

Argument Wieży, odpowiedź Kopernika i efekt Coriolisa.

Argument wieży to najprostszy argument geocentryków na który zwolennicy ruchu Ziemi nie byli w stanie sensownie odpowiedzieć. Opierał się na obserwacji, że rzucając przedmiot z wieży będzie on spadał po linii prostej. Nie należało się więc ich zdaniem spodziewać, by Ziemia mogła się kręcić lub poruszać. Co więcej, nie widać tego ruchu Ziemi w żaden inny sposób - nie ma wiatru czy pędu powietrza. Niektórzy mogą w tym momencie uważać, że żartuję - jednak tak nie jest.

[lw] pisze o argumencie wieży tak: “Możesz czuć się zszkokowany to czytając (…). Nawet ja to pisząc, czuję się tak jakbym pisał jakąś głupkowatą polemikę o płaskiej Ziemi. Jeśli jednak powód tego brzmi ‘cóż, oczywiście kamień tak nie spada, cośtam cośtam Newton’, to przypomnij sobie, że I. Newton jeszcze się nie urodził. (…) Jeśli musisz przywołać Newtona by odpowiedzieć na argument wieży, to w 1632 prawdopodobnie nie mógł byś odpowiedzieć. (…) Argument wieży jest poprawny.”

Dziś istotnie wiemy, jak na to odpowiedzieć. Duże ilości powietrza są na Ziemi uwięzione przy pomocy grawitacji i poruszają się wraz z nią w ruchu postępowym i obrotowym, raz wprawione w ruch. Otulona atmosferą Ziemia szybuje sobie przez kosmiczną próżnię. To, że powietrze w ogóle może mieć masę, ciśnienie i podlegać grawitacji podobnie jak woda zaproponował Beekman w 1618. Pierwszego empirycznego potwierdzenia dostarczył Pascal, mierząc przy pomocy barometru, że ciśnienie zmniejsza się z wysokością. Klasycznej teorii grawitacji dostarczył Newton pod koniec XVII wieku. To stało się później - w czasach procesów Galileusza było takie wyjaśnienie wysoce problematyczne.

Jakiś rodzaj spekulatywnej odpowiedzi na argument wieży był znany Kopernikowi. Nicole Oresme w XIV wieku (w komentarzach do Arystotelesa) szczegółowo omawiał problem założenia dziennego obrotowego ruchu Ziemi, co było zastosowaniem wcześniejszej teorii impetu Jeana Buridana. Antycypowała ona pierwszą zasadę dynamiki Newtona - twierdząc, że ciała raz wprawione w ruch poruszają się, chyba że natrafią na opór. Oresme zaproponował, że Ziemia przekazuje swój obrót również i spadającym ciałom ([slj], s. 49). Jest to jednak ad-hoc - to znaczy, trzeba dodać złożoności do systemu teoretycznego, by ‘wyjaśnić’ oczywiste niezgodności, nie testując tej zmiany empirycznie. Do podobnego argumentu odwołuje się sam Galileusz we wspomnianych niżej “Dialogach o Dwóch Najważniejszych Systemach Świata”. By jakoś wybrnąć ze sprzeczności twierdzi, że ciała poruszają się po koncentrycznej sferze ze stałą prędkością kątową. Paul Feyerabend ([fb], s.156) zauważa, że jest to niezgodne zarówno z teorią Kopernika (u którego występują epicykle) jak i Keplera (gdzie prędkość kątowa nie jest stała, a orbita jest eliptyczna).

Wspomniany jezuita Riccioli (z asystentem Grimaldim) zaproponował później inny podobny test (1651 - Nowy Almagest). Zauważmy, że na równiku Ziemia kręci się dużo szybciej w sensie prędkości liniowej, niż bardziej na północ czy południe. Pocisk z działa, wystrzelony w linii prostej na północ na półkuli północnej, powinien więc ‘skręcać’ zgodnie z kierunkiem ruchu Ziemi. Wystrzelony na południe skręci w przeciwną stronę. Efekt ten też istnieje - nazywa się efektem Coriolisa i jego również nie dało się wtedy zmierzyć (został on nazwany nazwiskiem odkrywcy z XIX wieku). Co ciekawe, mając nieco późniejszą teorię dynamiki Newtona można dość łatwo policzyć ile ten efekt powinien wynieść - zrobił to dopiero Euler w 1749. Pokazuje nam to znaczną inercję ówczesnych środowisk akademickich, pewnie spowodowaną trudnym dostępem do interesujących publikacji i niewielką liczbą specjalistów. Silnym dowodem na ruch Ziemi była dopiero abberacja gwiezdna w 1733, odkryta niedługo przed tym jak Kościół zezwolił na nauczanie heliocentryzmu.

Galileusz, teleskop i obserwacje teleskopowe.

Galileusz w 1610 (około) przy użyciu własnoręcznie skonstruowanego teleskopu zaobserwował fazy Wenus. Mogło dać to przewagę teorii Kopernika i, nie zapominajmy, geocentrycznej teorii Tycho. Doniósł też o paru innych odkryciach, na przykład ksieżycach Jowisza, kraterach na księżycu itd. Nie udało mu się jednak przekonać innych uczonych o prawdziwości tych odkryć. W 1610 [fb] (s. 172) Galileusz zrobił demonstrację dla gremium profesorów, żeby uzasadnić swoje tezy. Horky, uczeń Keplera pisze o tym tak: “Mam za świadków najwspanialszych mężów i szlachetnych doktorów (…) i wszyscy oni przyznali, że przyrząd wprowadza w błąd”. Magini pisał “Nic nie osiągnął, chociaż obecnych było ponad dwudziestu uczonych mężów, nikt nie widział nowych planet wyraźnie”, a później “jedynie niektórzy, mający dobry wzrok, byli do pewnego stopnia przekonani”. Pierwsze obserwacje nieba przez teleskop były (twierdzi Feyerabend) “niewyraźne, sprzeczne i niezgodne z tym, co każdy dostrzeże gołym okiem”. Galileusz radził sobie z tym problemem, podnosząc teleskop do rangi “wyższego i doskonalszego” zmysłu.

Chodzi tu mniej więcej o to, że używając prymitywnej lunety do obserwacji nocnego nieba natrafimy na szereg problemów. Po pierwsze wcale nie zobaczymy przez nią 10 razy większych gwiazd, jeśli powiększenie jest dziesięciokrotne - patrzymy przecież na obrazy dyfrakcyjne. Po drugie pierwsze teleskopy miały duży problem z abberacją chromatyczną i sferyczną. Białe światło było rozczepiane na kolory bazowe. Pole widzenia było małe. Stąd więc osąd, że przyrząd wprowadza w błąd, nie potrafiąc odtworzyć dokładnie tego, co widzimy gołym okiem. W efekcie rewelacje Galileusza zignorowano. Jest to zupełnie standardowa praktyka w nauce, by testować przyrządy przed ich użyciem i oczekiwać, że te testy zadziałają. Mając dla przykładu detektor scyntylacyjny możemy użyć źródła promieniotwórczego o znanej energii promieniowania - na przykład cezu-137 - i oczekiwać, że detektor wykaże 662 KeV.

Zwróćmy uwagę, że problemem ówczesnych badaczy nie było tylko to, że Galileusz pokazał jakiś wynik, którego nie można było dostrzec gołym okiem. Wenus widać gołym okiem dostatecznie dokładnie, jako okrągłą kropkę - przez teleskop widać co innego - fazy. Jak wyjaśnić ten paradoks? Zwłaszcza, że jedyną raczkującą teorię optyczną która mogłaby pomóc właśnie obalono? Albo można założyć, że przyrząd jest wadliwy, na co z resztą innych dowodów nie brak (np robi on z białego światła kolorowe). Albo wymyślić jakąś spekulacyjną hipotezę, że może czegoś nie rozumiemy. Dużo bardziej wiarygodnym wytłumaczeniem jest to pierwsze. Galileusz nie zamierzał się jednak się z tym zgadzać, czym zajmiemy się w kolejnym rozdziale.

Inkwizycja i proces Galileusza.

Pod pojęciem procesu Galileusza rozumie się proces w 1616 i drugi kilkanaście lat później. Pierwszy nie był technicznie procesem samego Galileusza, ale zabroniono mu nauczać (jako dowiedzionego faktu) teorii heliocentrycznej. Wcześniej kardynał Bellarmin polecał mu uczyć jej jako hipotezy. Następny proces tyczył się stosowania się Galileusza do tego zakazu, a w zasadzie to jego łamania. Opublikował on książkę “Dialog o dwóch najważniejszych systemach świata” - to jest kopernikańskim i ptolemeuszowym. Geocentryczną teoria Tycho Brahe i drugą Ricciolego całkowicie pominięto. Wątpliwe obalenie systemu Ptolemeusza zostało w nieuprawniony sposób utożsamione z przyjęciem modelu heliocentrycznego. Wymienione wyżej empiryczne problemy zostały zamiecione pod dywan przy pomocy oględnie mówiąc metodologicznych reinterpretacji (nie wszystkie problemy wymieniłem zob. np. rozdział 7 u [fb]).

O pierwszym procesie z 1616 Feyerabend pisze tak:

“Sprawę zaczęła badać Inkwizycja. Polecono ekspertom (qualificatores) aby wydali opinię na temat dwóch twierdzeń zawierających mniej więcej poprawne ujęcie doktryny Kopernika (…) eksperci stwierdzili, że doktryna ta jest”głupia i absurdalna z punktu widzenia filozofii“, lub we współczesnej terminologii, że jest nienakowa. Orzeczenie to wydano bez odwoływania się do wiary albo doktryny kościelnej, lecz opierając się na aktualnym stanie nauki. Podzielało je wielu wybitnych uczonych (jednym z nich był Tycho Brahe) i było ono poprawne, jeśli opierać je na faktach, teoriach oraz normach tamtych czasów”.

Drugim orzeczeniem było to, że jest ta doktryna z formalnego punktu widzenia heretycka, to znaczy sprzeciwia się interpretacji Objawienia wyłożonemu przez Kościół. Nie znaczy to, że (co jest powszechnym oszczerstwem) Kościół nie chciałby uznać heliocentryzmu wobec dowodu. Bellarmin pisał w 1615 w liście, że gdyby pokazano dowód na heliocentryzm, powinni oni raczej przyznać że nie rozumieją odpowiednio tych fragmentów Pisma Św, niż usiłować z tym walczyć. Natomiast w sytuacji, gdy jest to najwyżej hipoteza to nie mogą zmienić magisterium ot tak. Jest to zupełnie logiczne - Kościół od pierwszych wieków przyjął astronomię Greków, bo taka była wtedy teoria naukowa, w która wierzyli prawie wszyscy względnie kompetentni ludzie.

W podsumowaniu rozdziału zaś Feyerabend pisze (s. 227):

“Kościół w czasach Galileusza nie tylko stosował się do wskazań rozumu, tak jak określano go wówczas, a częściowo nawet określa się obecnie, ale brał pod uwagę etyczne i społeczne konsekwencje poglądów Galileusza. Oskarżenie, które wniósł przeciwko niemu było racjonalne i tylko oportunizm oraz brak perspektywicznego myślenia mogą żądać rewizji wyroku”.

Drugi wyrok tyczył się tego, że inkwizycję Galileusz oszukał, mówiąc, że książka naucza heliocentryzmu jako hipotezy, podczas gdy w rzeczywistości argumentowała za faktem. Rozgniewał on ponadto swojego mecenasa papieża Urbana (mecenas to w tamtych czasach jakaś zamożna osoba łożąca pieniądze na badania - w tym wypadku Galileusza) - miał umieścić w książce pewne wypowiedziane przez niego zdania, no i umieścił. Tyle, że w ustach głupkowatego Simplicia. Widzimy, że forma dzieła, z punktu widzenia dzisiejszych standardów naukowych pozostawia wiele do życzenia. Nie dyskutowano tu rzeczowo z artykułami obecnych naukowców, cytując konkretne publikacje. Był to raczej paszkwil typu “strach na wróble” wymierzony w establishment naukowy. Co do Urbana, w zasadzie to mógł się on znaczniej rozsierdzić za pogryzienie ręki która karmiła, ale wykazał się znaczną moderacją, usiłował nawet początkowo wydobyć Galileusza z tarapatów. I tak z resztą potraktowano go nie tylko racjonalnie, ale i łagodnie jak na tamte czasy, orzekając areszt domowy.

Przyznać trzeba dla porównania, że obrażanie koronowanych głów było wówczas wysoce ryzykowne. Henryk VII skazywał na śmierć za wiele mniej ([cb], pierwsze parę rozdziałów). Co do religii, to, choć sam zerwał z Rzymem, luterstwo na swoim terenie tępił jak najsrożej. Być może dlatego, że tenże Luter zwyzywał go kiedyś od świń i gadów. ([cb], s. 65). Co więcej, nierzadko nie traktowano podsądnego zbyt racjonalnie: inny słynny astronom Kepler popadł w taki problem, że protestanci oskarżyli jego matkę o czary, chciano ją nawet torturować. Liberalny historyk Lea (cyt. [fb], 228) wskazuje że ogólna polityka względem więzień Inkwizycji była bardziej humanitarna i oświecona, niż w innych gałęziach wymiaru sprawiedliwości.

Europa była wtedy pogrążona w wielkim zamęcie i wojnach religijnych - częściej inicjatorem ich byli raczej ci wierzący w jedną z odmian protestantyzmu [cb], górowali oni też pod względem barbarzyństwa (“procesy o czary”, zabijanie przeciwników politycznych itd). W 1632 trwała właśnie bardzo niszczycielska wojna 30-letnia. Potrydencki Kościół, będąc w stanie największego kryzysu w swojej historii, również sądził szybko i surowo, ale to raczej kwestia konieczności, a nie Kościoła jako takiego. Nakresliwszy ten kontekst historyczny widzimy, że proces Galileusza nie wyróżnia się z dzisiejszego punktu widzenia niczym specjalnym - Feyerabend porównuje go do zwyczajów panujących dziś w wielkich instytucjach naukowych.

Reasumując:

  1. Na początku XVII wieku racjonalnym i naukowo uzasadnionym poglądem był geocentryzm.

  2. Kościół rozstrzygnął tą sprawę wedle faktów i standardów naukowych.

  3. Sprawa ta jest często traktowana w sposób mocno zwulgaryzowany (z naukowego punktu widzenia) i stronniczy. (jak niżej zobaczymy)

Polemika

Dwa dość reprezentatywne opisy sprawy Galileusza, które przedyskutujemy pochodzą od M. Agnosiewicza (“A jednak się kręci”) i J. Lennoxa. Ten pierwszy prowadzi portal i fundację “racjonalistyczną”, a ten drugi to apologeta protestancki.

Żaden z nich nie traktuje o naukowych i logicznych przesłankach takiej decyzji. Najbardziej ta wulgaryzacja nauki dotyka u Agnosiewicza, napisał jakieś kilkanaście stron nie o faktach, ale o tym, co sądził na ten temat ten lub ów autor z epoki, sugerując fałszywie, że one były podstawą do wydania decyzji. Agnosiewicz wspomina oczywiście, że Inkwizycja orzekła o błędności heliocentryzmu, tylko robi jak najwięcej by obsmarować to gremium jako rzekomo ciemny i zabobonny kler. Wbrew faktom, że po pierwsze byli to naukowcy, po drugie mieli w swojej ocenie rację, a po trzecie wielu innych uznanych astronomów myślało dokładnie tak samo.

W zasadzie to nie wiem, co tenże Agnosiewicz rozumie przez heliocentryzm.
Czy może być uzasadniony zarzut, że ktoś dawniej nie przyjął jakiegoś poglądu naukowego, jedynie trochę bardziej spójnego z dzisiejszymi teoriami niż jego własny, postawiony bez analizy dowodów i faktów, jakie ten ktoś miał do dyspozycji? Elementarne zrozumienie, że nauki ścisłe testują hipotezy i wyrzucają te które nie działają, a wszystkie teorie musiały być w jakiś sposób odkryte, dowodzi od razu błędu w takim zarzucie. Takie ataki szczerze mówiąc napawają mnie niechęcią do tychże środowisk. Są oczywiście propagandowo skuteczne, wobec osób bez kompetencji przyrodniczych, ani głębszej znajomości tematu.

Drugie dzieło pochodzi od protestanta (matematyka) Lennoxa, nosi tytuł “Czy nauka pogrzebała Boga” i jest ogólnie apologią, że Bóg istnieje z punktu widzenia protestantyzmu. W Polsce tą ksiażkę wydaje katolickie wydawnictwo “W Drodze”.

On w odróżnieniu od ww Agnosiewicza napisał trochę więcej o astronomii. Oto parę cytatów będących co najmniej znacznymi przeinaczeniami faktów (pochodzą z I i II rozdziału):

“Niechlubna podstawa niektórych ludzi Kościoła, którzy nie zamierzali spojrzeć w niebo przez teleskop Galileusza, to klasyczny przykład tego rodzaju napięcia. Takie osoby nie chciały konfrontować się z wnioskami płynącymi z danych empirycznych, gdyz w ich przekonaniu faworyzowany przez nich paradygmat arystotelesowski nie może być fałszywy”.

Teleskop nie dostarczył wówczas akceptowalnych przez społeczność naukową dowodów (patrz wyżej).

“Kościół rzymskokatolicki, który jak wszyscy w tamtym okresie opowiadał się za arystoteleizmem, wiedział, że nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek poważne kwestionowanie Arystotelesa.”

Powiedział tu prawdę że “wszyscy” naukowcy “w tamtym okresie” wierzyli w geocentryzm, tylko jeden dobry Galileusz, promował coś dokładnie przeciwnego. To znaczy promował teorię która była nienaukowa i wzbudzała zarazem znaczny społeczny skandal.

“sprzeciw (wobec Galileusza) nie wynikał z jedynie z pobudek intelektualnych czy politycznych i co trzeba powiedzieć, brak dyplomatycznego wyczucia”, “rozłościł współczesne elity, publikując po włosku, nie po łacinie, by ubogacić w wiedzę zwykłych ludzi. Był on oddany całym sercem temu, co będzie się nazywać później popularyzowaniem nauki”

“W czasach Kopernika i wcześniej prawie każdy bez wyjątku uważał, że Ziemia znajduje się w centrum kosmosu, a na poparcie tego poglądu interpretowano dosłownie niektóre fragmenty z Bibli. Skąd ta zmiana? Po prostu stąd, że dzisiaj podchodzimy do Biblii w sposób bardziej zniuansowany i wyrafinowany…”

Warto tu zauważyć, że protestant Lennox kombinuje w taki sposób, że jego oceny moralne są oderwane od pojęcia prawdy, faktu, czy dowodu. Galileusz dobry, bo “popularyzował naukę”, nieważne, że wprowadzał czytelników w błąd. Co więcej za “popularyzowanie” wziął się dopiero jak z przekonaniem uczonych ekspertów nic nie wskórał. Popularyzacja była wyjściem do tych, którzy nie byli w stanie krytycznie tego ocenić i obalić tak jak zrobili to naukowcy. Następnie sugeruje Lennox, że zmiana teorii naukowej jest wynikiem tego, że interpretujemy Biblię w sposób “wyrafinowany i zniuansowany”, nie z tego, że podano na to dowody.

Widząc te przeinaczenia, katolik może natrafić na dysonans poznawczy. Papież Benedykt XVI sam orzekł, że proces Galileusza był “rozsądny i uczciwy”, i że za sprawę Galileusza w imieniu Kościoła przepraszał nie będzie. Widzimy z resztą, że nie ma żadnych racjonalnych podstaw, by to robił. A tu nagle katolickie wydawnictwo publikuje takie rzeczy? Nie polecam więc katolikom rozpowszechniania takich książek, chyba, że ze stosownym komentarzem. Można z niej posłyszeć o fine tuningu i teorii Inteligentnego Projektu - ale z tym moim zdaniem jest jeszcze jeden problem. Protestanci przedstawiają często te rzeczy jako mocniejsze, niż są moim zdaniem w rzeczywistości, bo nie mają innego wyboru, chcąc nadać swym doktrynom racjonalną podporę. Podobnie rzecz ma się z innymi ich argumentami, np krytyka cudów Chrystusa u Hume’a. Jak można się przekonać, że cuda które się wydarzyły 2000 lat temu są prawdziwe, mając jedynie kilka dokumentów na ten temat? No raczej trudno.

Moim zdaniem, katolicyzm, z punktu widzenia empirycznej nauki, ma dużą przewagę nad protestantyzmem i liberalnym chrześcijaństwem, ze względu na obecność cudów we współczesności i każdym wieku od początku chrześcijaństwa. Tyczy się to ostatnio objawień maryjnych. Polecam moją ostatnią książkę na temat Fatimy i metodologii naukowej w odniesieniu do tychże wydarzeń: LINK. Wtedy, rozpatrzywszy te sprawy, można inaczej podejść do pochodzenia życia, człowieka i Wszechświata.

Krystian Zawistowski

https://articles.adsabs.harvard.edu//full/1996JHA….27….1G/0000001.000.html

“THE CORIOLIS EFFECT APPARENTLY DESCRIBED IN GIOVANNI BATTISTA RICCIOLI’S” https://arxiv.org/pdf/1012.3642.pdf

[slj] Stanley L. Jaki “Zbawca Nauki”, W Drodze

[lw] “The Copernican Revolution from the Inside” https://www.lesswrong.com/posts/JAAHjm4iZ2j5Exfo2/the-copernican-revolution-from-the-inside

[fb] Paul Feyerabend, “Przeciw Metodzie” Aletheia

[cb] W. Cobbett “Historya Reformy Protestanckiej w Angliji i Irlandyji” 1874

John Lennox, “Czy Nauka Pogrzebała Boga”, W Drodze